Q-commerce? Połowa handlowców sądzi, że to nie dla nich
Co trzeci klient oczekuje ekspresowej dostawy pod drzwi – najlepiej w ciągu kilku godzin lub przynajmniej tego samego dnia. Tymczasem aż połowa polskich retailerów twierdzi, że taki model zarezerwowany jest tylko dla wybranych branż. Dlaczego tak wielu handlowców nie wierzy w ekspresowe dostawy – i czy słusznie?
Źródło: Stuart
Obok niskiej ceny (40 proc.) i wygody (28 proc.) to właśnie czas dostawy jest jedną z głównych preferencji co trzeciego polskiego konsumenta (36 proc.) – wynika z badania „(Nie)Dostarczone zaufanie. Kiedy logistyka łapie zadyszkę?” od Stuart. Choć klienci mówią o swoich oczekiwaniach wyraźnie, prawie połowa (42 proc.) krajowych handlowców nadal trzyma się klasycznego modelu dostaw, w którym przesyłki trafiają do odbiorców najczęściej (bo aż 28 proc.) w ciągu 2–3 dni roboczych. Powód? Powszechnie panujące przekonanie, że dostawy w duchu q-commerce zarezerwowane są wyłącznie dla gastronomii czy branży spożywczej. Tylko jedna trzecia polskich retailerów oferuje dostawę tego samego dnia, a aż co drugi nie widzi takiej możliwości w swoim modelu biznesowym. Tymczasem prognozy wskazują na wzrost rynku q-commerce do 337,59 miliarda dolarów do 2032 roku. Gdzie może on być więc widoczny?
Zakupy z szybką dostawą – ale nie na każdym dziale?
Ekspresowa dostawa sprawdza się już m.in. w segmencie beauty, gdzie klientki i klienci mogą zamówić brakujące kosmetyki tuż przed ważnym wydarzeniem czy wyjazdem, w branży modowej, gdzie natychmiastowe dostarczenie sukienki, butów czy dodatków bywa kluczowe w sytuacjach awaryjnych, lub np. w elektronice użytkowej, gdy nagle potrzebne są słuchawki, kabel czy ładowarka. Globalnie rośnie również udział szybkich dostaw w sektorze farmaceutycznym, obejmującym leki bez recepty, suplementy czy produkty medyczne, jak również w dostawach dla biur i firm, które nie mogą sobie pozwolić na przestoje z powodu braku podstawowych materiałów biurowych.
– Na ekspresowe dostawy otworzyła się także np. firma z branży budowlanej. Spójrzmy na to tak, zlikwidowanie konieczności wysłania pracownika z budowy do sklepu i z powrotem, to duża korzyść dla właściciela marki z tego segmentu – zarówno, jeśli chodzi o czas, jak i pieniądze. W godzinach szczytu podróż do sklepu dodatkowo generuje znaczne opóźnienia w pracach na budowie. Opcję szybkiej dostawy produktów doceniają także indywidualni klienci, którzy chętnie sięgają po nią podczas prac remontowych w domu – komentuje Agnieszka Majewska, General Manager Stuart.
Technologia zmienia zasady gry
Wbrew pozorom duża część rynku wciąż patrzy na szybkie dostawy przez pryzmat wysokich kosztów i skomplikowanej logistyki. Dzięki nowym technologiom i elastycznym modelom współpracy można jednak wystartować szybko i dopasować skalę działania do bieżących potrzeb. Tym samym wdrożenie modelu q-commerce nie musi oznaczać gigantycznych nakładów na własną logistykę czy rozbudowę floty dostawczej, które według 44 proc. badanych są najdroższą opcją usług na ostatniej mili.
Tymczasem dzisiejsze rozwiązania logistyczne oferują inne możliwości. Inteligentne systemy wspierają dynamicznie zarządzanie dostępnością kurierów, reagowanie na zmieniające się warunki drogowe i lokalny popyt – z precyzją, która jeszcze niedawno była poza zasięgiem.
Zastosowanie AI w logistyce to z kolei coś więcej niż tylko przyspieszenie dostaw. Algorytmy analizują szeroki kontekst – od danych pogodowych i kalendarza wydarzeń po wcześniejsze schematy zakupowe – aby przewidywać, gdzie i kiedy może wzrosnąć zapotrzebowanie na dany produkt. Taka analiza pozwala z wyprzedzeniem zaplanować pracę kurierów i lepiej zarządzać zasobami. Co więcej, technologie geolokalizacyjne wspierają cały proces, umożliwiając śledzenie przesyłek w czasie rzeczywistym i błyskawiczną reakcję na wszelkie zakłócenia w trasie. Klient zyskuje na czasie, a marka – na zaufaniu.
– Warto pamiętać, że wiele z tych rozwiązań działa w modelu plug & play, bez potrzeby inwestowania w kosztowną infrastrukturę czy wielomiesięczne wdrożenia. Dostawy mogą być obsługiwane ad hoc lub w sposób ciągły, uzupełniając lub całkowicie zastępując wewnętrzne systemy. Dzięki temu retailerzy zyskują opcję „na próbę”, skalując rozwiązanie w zależności od sezonu, lokalizacji czy typu produktu – dodaje ekspertka.
Tym, co decyduje dziś o przewadze na rynku, nie jest sama obecność w internecie czy konkurencyjna cena, ale właśnie szybkość i wygoda, jaką klient odczuwa w momencie, gdy potrzebuje produktu „na już”. W świetle prognoz, które przewidują dynamiczny rozwój rynku q-commerce w nadchodzących latach, może się okazać, że firmy, które zwlekają z decyzją, wkrótce będą musiały nadganiać dystans dzielący je od bardziej elastycznych i odważnych konkurentów.